Jane Riordan, Kubuś Puchatek. Był sobie miś
Wydawnictwo Znak
Okładka twarda
Ilość stron 128
O kochany niedźwiadku o małym rozumku... Co za radość i przyjemność ponownie spotkać się z tobą i być świadkiem kolejnych epickich przygód. Wiem, że jestem o wiele za stara, aby być docelowym odbiorcą tych opowieści, a jednak niewiele jest rzeczy, które dają mi takie samo poczucie komfortu, jak Puchatek i wszyscy jego przyjaciele ze Stumilowego Lasu. Te cudowną historię połknęłam w dwie godziny.
Riordan naprawdę zdołała uchwycić serce i duszę historii, na których wszyscy dorastaliśmy. Było kilka momentów, w których wydawało mi się, że postacie zachowywały się trochę „mądrzej”, niż zwykle, ale koniec końców wszystko, co musiało tam być, to było. Puchatek jak zwykle rozproszony i głodnym. Biedny mały Prosiaczek przypadkowo odważny, kiedy musiał i otwarcie przerażony, kiedy tylko mógł. A Kłapouchy to oczywiście światło tej historii.
Ponieważ te przygody mają miejsce poza lasem, w większości miło było odkrywać nowe miejsca z naszymi przyjaciółmi. Naprawdę podobało mi się spacerowanie po Harrodsie z Puchatkiem. Zachichotałam, kiedy nasi wypchani przyjaciele poszli do zoo na spotkanie z Niedźwiedziem. I cudownie było poznać nowego przyjaciela w ich domu w Londynie.
Jak zawsze przygody były dość proste, a jednak historie są zawsze ciekawe od początku do końca. Przede wszystkim dlatego, że są opisywane oczami postaci, które nie widzą w tym nic prostego i podstawowego. Dla nich wszystkie te małe przygody są wielkimi przygodami. Myślę, że w pewnym sensie wszyscy chcielibyśmy spojrzeć na świat i jeszcze raz go tak doświadczyć. Cudowna, wspaniała lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pięknie dziękuję za każdy komentarz. Moje opinie są całkowicie subiektywne, więc jeśli nie zgadzasz się ze mną, jak najbardziej to szanuję.
Zapraszam na mój instagram @readingmylove ;)