Tytuł oryginału: First Comes Love
Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 448
Z książkami Emily Giffin zapoznałam się
stosunkowo niedawno. Miałam przesyt typowymi młodzieżówkami, ale jednocześnie nie miałam
ochoty sięgać po coś ciężkiego. Wydawało mi się, że akurat to będzie pisarka,
której książki mogą mi się spodobać.
Pierwsza przychodzi miłość zainteresowała
mnie ze względu na fabułę - dwie siostry
w wieku dojrzałym, około 30-letnie, próbują skonfrontować przeszłość z
teraźniejszą, a także walczyć z życiem osobistym, które nie zawsze układa się
po ich myśli.
Głównymi bohaterkami powieści są
Meredith i Josie. Jednak kręgosłupem powieści jest 15-ta rocznica śmierci Daniela i właśnie jego osoba. Daniel był
najstarszym bratem, studentem medycyny i złotym chłopcem, który zmarł w wypadku
samochodowym. Jego śmierć rozbiła rodzinę; ojciec wpadł w alkoholizm, matka
zamknęła się w sobie. Małżeństwo nie przetrwało tragedii i ostatecznie się rozwiedli. Natomiast siostrzany związek Josie i Meredith nie należy
do najłatwiejszych. A coraz bardziej się pogarsza bez stałej obecności
Daniela. Teraz obie siostry są na rozdrożu, gdy stare tajemnice dają o sobie
znać.
Tak naprawdę do żadnej postaci nie
zapałałam sympatią.
Josie ma 38 lat, jest nauczycielką w szkole
podstawowej. Kobieta dorosła, dojrzała, a sama zachowuje się jak dzieci,
których uczy. Rozkapryszona, samolubna, królowa dramatu z wybujałą wyobraźnią. Raczej
nie należy do najbardziej emocjonalnie dojrzałych kobiet. W głębi duszy pragnie
wyjść za mąż i urodzić dzieci. Kiedy na horyzoncie nie ma żadnego potencjalnego
kandydata zaczyna rozważać samotne macierzyństwo. Ta postać mnie tak wkurzała,
że z każdym kolejnym rozdziałem miałam
ochotę po prostu omijać tę postać. Narracja prowadzona jest z kilku punktów widzenia,
wiec nie byłoby to trudne, ale powstrzymałam się i dobrnęłam do końca.
W tym samym czasie Meredith walczy z
niezadowoleniem i frustracją na kilku frontach. Po śmierci Daniela zrezygnowała z
marzeń o byciu aktorką w Nowym Jorku i poszła do szkoły prawniczej. Wyszła za
mąż za Nolana, który był jednym z najlepszych przyjaciół Daniela i urodziła
córeczkę Harper. Chociaż Meredith kocha dziecko całym sercem zaczyna czuć, że
jej życie jest błędem – zła praca, zły mąż, zły dom. Kobieta czuje, że zaczyna
się dusić i coraz częściej tęskni za czymś innym, lepszym, czymś co ją ominęło. Ale tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku sama nie wie, czego chce. Niestety
Meredith wywarła na mnie jeszcze gorsze wrażenie niż Josie. Wiecznie
niezadowolona, zła, naburmuszona, rozkapryszona. Tak jakby zły nastrój to jej
drugie imię. Nolan kocha ją i wspiera, ale ona kompletnie tego nie zauważa.
Niestety to zapatrzona w siebie egoistka.
Summary: Pierwsza przychodzi miłość ogólnie spełniła moje oczekiwania. Mimo niezbyt pozytywnych bohaterów, których nie
polubiłam (chociaż z drugiej strony pokazała ich jako prawdziwych ludzi, nie
tylko z zaletami, ale i wadami), autorka ma niezwykle zgrabne pióro. A cała
historia została przemyślana i bardzo sprawnie poprowadzona. I tak naprawdę do
końca książki zostałam trzymana w napięciu i nie wiedziałam co się wydarzy.
Ciągle przez myśl przebiegało mi to, iż któryś z bohaterów w końcu pęknie i
stanie się może jakaś tragedia. Wciąż się spodziewałam innego kierunku i za to
bardzo dziękuję autorce. Książkę oceniłabym na mocne 4,5.
Gdy tak opisujesz te bohaterki, to sama nie wiem czy bym je polubiła. Czytałam dwie inne książki autorki i mi się podobały, więc kiedyś jeszcze na pewno sięgnę po jej książki. :)
OdpowiedzUsuńBył taki czas, że zaczytywałam się w książkach autorki. Najbardziej podobała mi się "Dziecioodporna" :)
OdpowiedzUsuńMam problem z powieściami, w których nie da się polubić bohaterów. Czytanie nie sprawia mi wtedy tak dużej frajdy, a jeżeli większość z postaci jest irytująca, to najczęściej mam ochotę zamknąć książkę i do niej nie wracać. Przedstawieni przez Ciebie bohaterowie własnie tacy się wydają, jednak z drugiej strony kusi mnie powieść Giffin, bo przy jej powieściach zawsze mogłam się zrelaksować ;)
OdpowiedzUsuńJa bardzo cenię sobie prozę tej autorki, ale jej książki są nierówne.
OdpowiedzUsuńJeśli mowa o twórczości Emily Giffin to do tej pory czytałam tylko jedną jej książkę i nosi tytuł "Pewnego dnia". Problem mam z nią jednak taki, że choć sama historia nie była zła, to przeczytałam i... w zasadzie tyle :) Nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia, więc postanowiłam sobie jednak odpuścić i jak na razie nie sięgnęłam po więcej powieści Giffin. Po Twojej recenzji wiem już, że "Pierwsza przychodzi miłość" to wciąż nie jest to i też raczej nie przypadnie mi do gust :)
OdpowiedzUsuńLubię takie książkki. Muszę przyznać, że jeszcze nie czytałam nic od tej autorki. Jestem neutralnie do niej nastawiona. Niestety nie wiem, czy przeczytam tę powieść, ale chyba chciałabym się przekonać, czy będzie mi odpowiadać.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam na nowy blog poświęcony książkom, filmom i spotkaniom z kulturą.
http://galeriakultury.blogspot.com/
bohaterki które ciężko polubić? - to mogłoby być ciekawe doświadczenie, przekornie ale właśnie ze względu na to przeczytam tą powieść
OdpowiedzUsuńKsiążki autorki lubię. Tej jeszcze nie czytałam, widzę, że koniecznie muszę po nią sięgnąć:)
OdpowiedzUsuń