„MIŁOŚĆ
1. to stan tego
dziwnego motylkowania w brzuchu na widok ukochanej osoby;
2. to szukanie
się wzrokiem i śmiejące oczy;
3. to Ty, ja i
kubek herbaty w zimowy wieczór;
4. to kanapa,
koc i kino domowe do późnej nocy;
5. to
świadomość, że ktoś jest zawsze obok, nawet jeśli jest daleko stąd;
6. to wspólne
marzenia i wiara, że razem wszystko będzie lepsze”.
Zawsze z Mężem
obdarowujemy się kartkami na Walentynki (ale nie tylko). To jest taka nasza
mała tradycja, którą wprost uwielbiam. I kiedyś właśnie dostałam od Niego z
takimi życzeniami. I bardzo się wzruszyłam, bo to kwintesencja naszego związku.
Dzisiaj
obchodzimy Walentynki. Jedni je kochają, a inni nienawidzą. Każdy ma prawo do
własnego zdania. Natomiast ja chcę Was dzisiaj zaprosić do przeczytania wpisu
na temat najpiękniejszych historii miłosnych. Jest jeszcze bardziej wyjątkowo,
bo dziewczyny z blogosfery polecają książki.
Zapraszam!
*
Paulina poprosiła mnie o pokazanie Wam
najpiękniejszej książkowej historii miłosnej, ale postanowiłam nie brać zadania
dosłownie i wybrałam nieco przekorny tytuł. „Małe zbrodnie małżeńskie” mojego
ulubionego francuskiego pisarza nie są typową historią o miłości. To cieniutka
książeczka, ma niecałe 100 stron, ale każda z nich aż kipi emocjami. Historia dwójki głównych bohaterów – Lisy i
Gillesa – przedstawiona jest w formie dramatu. Małżeństwo poznajemy w momencie,
gdy mężczyzna wraca do domu po pobycie w szpitalu. Stracił pamięć i na nowo
próbuje poznać swoje życie i związek z Lisą. Okazuje się jednak, że choć
kobieta kreuje przed nim wzajemne szczęście i miłość, ich małżeństwo nie do
końca tak właśnie wygląda. Ta historia to niezwykły obraz miłości, nienawiści,
pasji, oczekiwań. Gwarantuję, że przeczytacie ją jednym tchem. Schmitt cudownie
opowiada o miłości, ale w niebanalny sposób. Przekonajcie się sami!
*
Przeczytałam wiele świetnych książek o
miłości i wybór jednej z nich był naprawdę trudny. Zdecydowałam się na jedną z
powieści przeczytanych w ostatnim czasie. Na Walentynki polecam Wam „Makig
faces” Amy Harmon.
To opowieść o małym miasteczku, grupie
pięciu przyjaciół, którzy poszli na wojnę i z której wrócił tylko jeden z nich,
oraz o dziewczynie, która pokochała zranionego żołnierza.
„Making faces” to poruszająca historia o
miłości, dla której nie ma niemożliwego. To przepełniona emocjami opowieść o
uczuciu czystym i głębokim. To przepiękna powieść o patrzeniu sercem, która
jednocześnie spowija smutkiem zdolnym doprowadzić do łez i która napełnia
nadzieją. To niezapomniana przejażdżka emocjonalnym rollercoasterem. Odważycie
się do niego wsiąść? Naprawdę warto!
*
Kiedy dostałam propozycję od Pauliny,
napisania kilku słów o książce na Walentynki, od razu wiedziałam, która będzie
godna polecenia. Czytałam ją już dawno, dawno temu, ale nadal pamiętam i bardzo
dobrze wspominam jej treść. Jest to powieść „PS. Kocham Cię” autorstwa Cecelii
Ahern.
Opowiada ona o Holly, która straciła
miłość swojego życia, a jednocześnie najlepszego przyjaciela – Gerry’ego. Nie
brzmi zbyt romantycznie, prawda? Ale nie zrażajcie się. Prawdziwa miłość nie
umiera nigdy.
Gerry doskonale znając swoją żonę
wiedział, że nawet po jej opuszczeniu, musi o nią zadbać i pomóc jej w
odnalezieniu szczęścia na nowo. Kiedy Holly się załamała i nie miała ochoty
dosłownie na nic, nagle przyszła do niej wiadomość „zza światów”. W jej trzydzieste
urodziny przychodzi list, jak już możecie się domyślić, właśnie od Gerry’ego.
Po nim przychodzą kolejne, a każdy kończy się dopiskiem: PS Kocham Cię. Dzięki
nim, kobieta odzyskuje nadzieję na lepsze jutro, zaczyna odżywać i godzić się
ze stratą bo wie, że Gerry na zawsze pozostanie w jej sercu i wspomnieniach.
Zaczyna budować swoje życie od początku i cieszyć się każdym dniem.
Ta książka to wspaniała opowieść o tym,
jak miłość może pokonać wszystko. Pokazuje nam, że jest silniejsza nawet od
śmierci. Może brzmi to jak tandetne romansidło, ale uwierzcie mi, że skoro ja –
miłośniczka krwawych i brutalnych kryminałów – wciągnęłam się w nią bez
pamięci, to naprawdę musi być w niej coś magicznego. :) Myślę, że to idealna
pozycja na Walentynki, ale i nie tylko.
*
Motyw miłości bardzo często przewija się
w historiach książkowych. Niestety nie zawsze jest on satysfakcjonujący,
ponadto każdy czytelnik pragnie w takiej miłości odszukać indywidualnych cech.
Według mnie idealna powieść romantyczna to taka, która jest delikatna i
subtelna w swojej prostocie. Niewymuszona. Nie może być przewidywalna ani
przesłodzona. Pełna naturalnego ciepła, wigoru, a przede wszystkim dobra,
rozwijająca się stopniowo, z pewną nieśmiałością. Dawkowana. Jestem nieco wymagająca
pod tym względem, dlatego do tej pory nie znalazłam swojej idealnej historii
miłosnej. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na pewien tytuł. Jest
to „Świąteczna kafejka” Amandy Prowse.
Jest to pozycja dla osób, którzy w miłości są cierpliwi, podchodzą do tematu z życiową mądrością i bagażem doświadczeń. W tym momencie powinnam przedstawić fabułę, jednak obawiam się, że mogłabym zdradzić zbyt wiele.
Bea to 53- letnia wdowa. Przed samotnością ucieka w ciężką pracę. Jedna wiadomość zmienia wszystko, całe jej dotychczasowe życie. Czy wykorzysta drugą szansę, jaką otrzymała od losu?
Jest to opowieść o niezapomnianych chwilach, o miłości tak prawdziwej, że aż wiecznej. O walce: z samym sobą, z przeszłością oraz o przyszłość. Jest przede wszystkim o wybaczaniu, konsekwencji wyborów. Miłość jest przedstawiona na wielu płaszczyznach, z różną mocą. Nie jest lekka do udźwignięcia, ale piękna na swój magiczny sposób. Pełna poświęceń, bezinteresowna. Smutek miesza się z radością, niepewność z cierpliwością, a miłość z przyjaźnią. Bohaterowie to oddani ludzie, którzy każdego dnia czują ciężar swoich decyzji, a jednocześnie potrafią odnaleźć radość w najdrobniejszych szczegółach.
Jest to pozycja dla osób, którzy w miłości są cierpliwi, podchodzą do tematu z życiową mądrością i bagażem doświadczeń. W tym momencie powinnam przedstawić fabułę, jednak obawiam się, że mogłabym zdradzić zbyt wiele.
Bea to 53- letnia wdowa. Przed samotnością ucieka w ciężką pracę. Jedna wiadomość zmienia wszystko, całe jej dotychczasowe życie. Czy wykorzysta drugą szansę, jaką otrzymała od losu?
Jest to opowieść o niezapomnianych chwilach, o miłości tak prawdziwej, że aż wiecznej. O walce: z samym sobą, z przeszłością oraz o przyszłość. Jest przede wszystkim o wybaczaniu, konsekwencji wyborów. Miłość jest przedstawiona na wielu płaszczyznach, z różną mocą. Nie jest lekka do udźwignięcia, ale piękna na swój magiczny sposób. Pełna poświęceń, bezinteresowna. Smutek miesza się z radością, niepewność z cierpliwością, a miłość z przyjaźnią. Bohaterowie to oddani ludzie, którzy każdego dnia czują ciężar swoich decyzji, a jednocześnie potrafią odnaleźć radość w najdrobniejszych szczegółach.
Serdecznie polecam! A Paulince dziękuję
za możliwość udziału we wspólnym wpisie, jesteś niezastąpiona!
*
Zapytana o najpiękniejszą książkową
historię miłosną od razu w mojej głowie pojawił się ten tytuł i właśnie ta
historia.
"Hopeless" Colleen Hoover.
Myślę, że jest to już dobrą
rekomendacją, ponieważ czytałam książkę w tamtym roku, a jednak cały czas o
niej pamiętam i wspominam ją z sentymentem.
Od razu zaznaczę, że nie czytam wielu
książek o miłości i nie jestem znawczynią jeśli chodzi o ten gatunek, ale
serdecznie polecam "Hopeless" i jestem pewna, że niejednej osobie
spodoba się ona tak samo jak mi.
O czym opowiada ta historia?
Bohaterką książki jest Sky- już prawie
18-letnia dziewczyna wychowywana przez adopcyjną matkę w dość nietypowy sposób.
W tym roku nastolatka kończy z nauką w domu i rozpoczyna naukę w normalnej szkole,
dzięki czemu poznaje przystojnego, ale zarazem bardzo dziwnego chłopaka o
imieniu Holder.
Tak właśnie zaczyna się szalona i bardzo
emocjonalna znajomość, dzięki której Sky odkrywa prawdę o swoim życiu.
Mimo, że ta książka to nie tylko
opowieść o miłości, ponieważ ma ukryte drugie dno- bardzo wzruszające- to
historia rodzącego się uczucia, które zaczyna łączyć (choć w burzliwy sposób)
tę dwójkę jest cudowna.
"Hopeless" opowiada o
wielkiej, bezgranicznej miłości, która pokona wszystkie przeciwności losu i
przetrwa mimo upływającego czasu, jednak jest ona ukazana także z tej drugiej
strony, bardziej skomplikowanej, bolesnej, przeplatanej kłótniami i wybojami.
Jest to pozycja młodzieżowa, ale mimo,
że już nie należę do tej grupy wiekowej to lektura ta skradła moje serce i
zapisała się w pamięci na długi czas. Dlatego też mam odwagę polecić ją każdej
kobiecie niezależnie od wieku.
*
Jedną z moich ulubionych historii
miłosnych jest “Błękitny Zamek” Lucy M. Montgomery, chociaż tak naprawdę miłość
nie jest głównym wątkiem tej powieści.
Valancy Stirling, 29-letnia “stara
panna” mieszka z matką i ciotką, wiodąc monotonne, jałowe życie. Jedyne
miejsce, w którym czuje się szczęśliwa, to Błękitny Zamek, istniejący jednak
tylko w świecie jej marzeń. Wszystko jednak zmienia się, kiedy Valancy
otrzymuje od miejscowego lekarza list i pod wpływem wiadomości w nim zawartej,
postanawia zacząć żyć pełnią życia, nie przejmując się opinią nudnej i
przestrzegającej sztywnych reguł rodziny. Bieg wydarzeń doprowadza ją do
poznania Barney’a Snaitha - lokalnego wyrzutka, mieszkającego samotnie na
pobliskiej wyspie. A do czego to spotkanie doprowadzi, musicie przekonać się
sami ;)
Montgomery przedstawia dwa różne ujęcia
miłości: tę najczęściej spotykaną - chłopak poznaje dziewczynę i zakochują się
w sobie, bazując przede wszystkim na tym, co widać na zewnątrz, a także tę
miłość, która przychodzi powoli, zbudowaną z drobnych gestów, wspólnego
milczenia, przywiązania i przyjaźni.
Chociaż Montgomery kojarzona jest przede
wszystkim z cyklem książek o Ani, warto zapoznać się również z jej
twórczością, skierowaną do dorosłego czytelnika. “Błękitny zamek” to cudowna,
ciepła, zabawna opowieść - polecam ją z całego serca, nie tylko na Walentynki!
;)
*
Cześć wszystkim!
Dam sobie rękę odciąć, że po raz kolejny będę ostatnia (tak to już u mnie jest z organizacją). Wnioskuję więc, że wszystkie cudownie romantyczne opowieści już na pewno zostały Wam przedstawione. W związku z tym postanowiłam iść nieco innym tropem i polecić Wam dość nietypową lekturę na walentynki, bo … „Dzień dobry, północy”.
Historia ta opowiada o innym rodzaju miłości. Chodzi bowiem o uczucie do naszych pasji. O tym, ile jesteśmy w stanie poświęcić aby realizować postawione sobie cele. Ale (o dziwo!) nie na ten aspekt powieści chciałabym zwrócić uwagę.
Ci, którzy mają już swoją drugą połówkę, odpowiedzcie sobie na pytanie: Jak często macie dość tej drugiej osoby? Jak często tak się na nią wściekacie, że chcielibyście wystrzelić go/ją w kosmos? (może nie aż tak dosłownie) :D
Ta książka pozwoliła mi docenić obecność drugiej osoby. Dlaczego?
Bohaterowie „Dzień dobry, północy” są najbardziej samotnymi ludźmi jakich znam. Augustine w ośrodku badawczym, Sully w samym środku kosmosu. Autorka bardzo dobrze opisała towarzyszące im emocje. Idealnie przedstawiła to, co się dzieje z człowiekiem jeśli jest sam. Jakie towarzyszą temu odruchy i jak człowiek po czasie ma dość samego siebie.
Może to dziwne, że polecam na Walentynki książkę o samotności, ale właśnie to jest ten cały sekret! Doceńmy obecność drugiej osoby obok nas. Niestety mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach coraz więcej jest wśród nas ludzi samotnych i wcale nie trzeba lecieć w kosmos, żeby tak się poczuć.
Łapmy więc za „Dzień dobry, północy” i pomóżmy sobie zrozumieć jak straszna jest samotność i jak bardzo nie chcemy jej doświadczyć.
Pełnych miłości Walentynek!
Dam sobie rękę odciąć, że po raz kolejny będę ostatnia (tak to już u mnie jest z organizacją). Wnioskuję więc, że wszystkie cudownie romantyczne opowieści już na pewno zostały Wam przedstawione. W związku z tym postanowiłam iść nieco innym tropem i polecić Wam dość nietypową lekturę na walentynki, bo … „Dzień dobry, północy”.
Historia ta opowiada o innym rodzaju miłości. Chodzi bowiem o uczucie do naszych pasji. O tym, ile jesteśmy w stanie poświęcić aby realizować postawione sobie cele. Ale (o dziwo!) nie na ten aspekt powieści chciałabym zwrócić uwagę.
Ci, którzy mają już swoją drugą połówkę, odpowiedzcie sobie na pytanie: Jak często macie dość tej drugiej osoby? Jak często tak się na nią wściekacie, że chcielibyście wystrzelić go/ją w kosmos? (może nie aż tak dosłownie) :D
Ta książka pozwoliła mi docenić obecność drugiej osoby. Dlaczego?
Bohaterowie „Dzień dobry, północy” są najbardziej samotnymi ludźmi jakich znam. Augustine w ośrodku badawczym, Sully w samym środku kosmosu. Autorka bardzo dobrze opisała towarzyszące im emocje. Idealnie przedstawiła to, co się dzieje z człowiekiem jeśli jest sam. Jakie towarzyszą temu odruchy i jak człowiek po czasie ma dość samego siebie.
Może to dziwne, że polecam na Walentynki książkę o samotności, ale właśnie to jest ten cały sekret! Doceńmy obecność drugiej osoby obok nas. Niestety mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach coraz więcej jest wśród nas ludzi samotnych i wcale nie trzeba lecieć w kosmos, żeby tak się poczuć.
Łapmy więc za „Dzień dobry, północy” i pomóżmy sobie zrozumieć jak straszna jest samotność i jak bardzo nie chcemy jej doświadczyć.
Pełnych miłości Walentynek!
Kiedy myślę o historii wielkiej miłości,
pierwszym literackim dziełem, które przychodzi mi na myśl są Wichrowe wzgórza.
Któż nie słyszał o opowieści Heathcliffa i Cathy napisanej przez Emily Bronte i
wiele razy przenoszonej na ekrany kin? Opowieści, która stała się symbolem
miłości pełnej pasji i namiętności?
Akcja Wichrowych wzgórz rozgrywa się na
angielskich wrzosowiskach, w okresie panowania królowej Wiktorii. Cathy i
Heathcliff nie wpisują się jednak w portrety typowych Wiktorian. Poddają się
uczuciom, ulegają namiętnościom i pragnieniom. Nie pasują do otaczających ich
surowych zasad i panującej moralności.
Ich uczucia do siebie nawzajem nie są
jednak czyste i subtelne. Ich miłość jest nieszczęśliwa, wyniszczająca i,
paradoksalnie, pełna nienawiści. Wymyka się wszelkim schematom i regułom. Jest
piękna, a jednocześnie pełna bólu i cierpienia. Wichrowe wzgórza to powieść o
wielkiej miłości, która od wielu lat u czytelników z całego świata wywołuje
ogromne, często skrajne emocje. Nic dziwnego, że książkę tę zalicza się do
klasyki.
*
Wytypowana przeze mnie seria dla wielu z
Was może wcale nie być piękna, a wręcz przeciwnie – może być oklepana,
schematyczna i po prostu nijaka. Pojawia się w niej wątek trójkąta miłosnego,
gdzie dwie kobiety walczą między sobą o tego jedynego faceta – na pierwszy rzut
oka widać, że nie będzie kolorowo. Według mnie to historia o walce z uczuciami
i przeznaczeniem, o podążaniu własnymi ścieżkami życia, której brakuje
szczęśliwego, cukierkowego zakończenia. Dla mnie okazała się wyjątkowa i bardzo
osobista.
Pokochałam ją ze względu na jej
rzeczywistość, na nieprzewidywalność w tych pozornie przewidywalnych momentach
i wszelkie dodatkowe komplikacje udowadniające, że życie nigdy nie jest usłane
różami. Seria opisuje różne stadia miłości i to chyba było w niej
najpiękniejsze – od naiwnego i odrobinę dziecinnego zakochania, przez całkowite
oddanie i rywalizację o kapkę uczuć, aż do momentu wyparcia, kiedy uczucie
jeszcze jest żywe, ale usilnie próbuje się je zignorować.
Ja wybieram tę historię, bo przesłodzone
love story odrzucają mnie na kilometr. W walentynki, podobnie jak w ciągu
pozostałej części roku, stawiam na naturalność i rzeczywistość książek, a seria
z Olivią, Leah i Calebem idealnie się nadaje.
*
Dzisiaj Walentynki,
święto zakochanych par! Jest to szczególny dzień w roku, który kojarzy mi się z
serduszkami, kwiatami, czekoladkami….no i oczywiście z miłością! Chyba nie ma
bardziej przesłodzonego dnia w roku niż 14-ego lutego. To właśnie wtedy
zakochani w najróżniejszy sposób okazują sobie uczucia. Jednak osobiście
uważam, że przez cały rok trzeba dbać o ukochaną osobę a nie tylko od święta!
Pamiętajcie o tym!
Jakiś czas temu
zostałam poproszona przez Autorkę bloga o polecenie Wam książki z najlepszą
historią miłosną wszechczasów. Zadanie niemożliwe do wykonania? Nie dla mnie! Nie
musiałam zbyt długo zastanawiać się nad tym jaka powieść będzie spełniała podane
kryterium. Od razu w mojej głowie pojawił się jeden tytuł - „Bez słów”!
„Moje serce
należy do ciebie Bree. I gdybyś się przypadkiem zastanawiała - nie, nie
chcę go z powrotem.”
Historia Archera
i Bree jest (i chyba dla mnie już na zawsze będzie) najpiękniejszą definicją
miłości. Autorka w przejmujący sposób przedstawia nam opowieść o dwóch pokrzywdzonych
przez los osobach, które próbują na nowo znaleźć spokój w swoim życiu. Nie jest
to łatwe, ponieważ na każdym kroku przeszłość daje o sobie znać, a wspomnienia,
ból, poczucie straty i odrzucenia otwierają na nowo zasklepione już rany.
„Bez słów” mogę
polecić miłośnikom romantycznych i wzruszających historii. Dużym plusem książki
jest to, że autorka unika schematów. Wszystko w tej historii jest jak świeży
powiew wiatru zaczynając od samej fabuły a kończąc na bohaterach. Dodatkowo
autorka oprócz romantycznych uniesień, porusza tematy wykluczenia społecznego,
niepełnosprawności słuchowej i związanych z nią trudności w życiu codziennym.
Brak zrozumienia otoczenia, brak akceptacji ze strony społeczeństwa,
stereotypy, to tylko wierzchołek góry problemów, z którymi przez wiele lat
borykał się Archer. Żyjąc z dala od ludzi, izolując się i wstydząc swojej
niepełnosprawności, nie spodziewa się, że pewnego dnia wszystko w jego życiu zmieni
się na lepsze. A powodem tej zmiany będzie Bree, która wniesie nieco światła w
ponury do tej pory świat Archera.
„Bez słów” jest najpiękniejszą
(według mnie) historią o miłości, która jest idealna w swojej nieidealności a przez
to tak bardzo realistyczna. Podczas czytania
miejcie przy sobie duże pudełko chusteczek, przyda Wam się! Jednym słowem –
polecam!
*
Jaka jest
najpiękniejsza książkowa historia miłosna? Kiedy zmierzyłam się z tym pytaniem
nie było wcale łatwo, a odpowiedź nie nasuwała się ot tak. Intensywnie myślałam
i szukałam w swojej głowie takiego książkowego uczucia, które dla mnie było
wyjątkowe. Co się nagłowiłam!
Nie jestem
pochłaniaczką historii miłosnych, dlatego było ciężko. Ostatecznie zdecydowałam
się na powieść, która w ubiegłym roku podbiła moje serce. Mam na myśli
"Love, Rosie".
Cecelia Ahern
napisała książkę, która w dużej mierze traktuje o miłości, ale co istotne, nie
słodkiej i banalnej, ale trudnej i pełnej przeciwności losu.
Autorka kreśli
historię Rosie i Alexa - przyjaciół, którzy znają się od dziecka. Są
nierozłączni, rozumieją się praktycznie bez słów, są dla siebie wsparciem.
Łączy ich niesamowita przyjaźń, której niejeden czytelnik mógłby pozazdrościć.
Sytuacja
komplikuje się, kiedy Alex wyjeżdża do Ameryki. Ich relacja zaczyna zmierzać w
niebezpiecznym kierunku, w którym brak tego, co cementuje przyjaźń, a pełno
rzeczy, które mogą ją zabić. Mimo wszystko pozostają sobie bliscy, a z biegiem
czasu zaczynają odkrywać to, jak wiele dla siebie znaczą.
Nie
spodziewajcie się jednak słodkiej historyjki, w której Rosie wskoczy w ramiona
Alexa i będą żyć długo i szczęśliwie. To nie tego typu powieść. Nie będę jednak
zdradzać losów bohaterów, a jedynie powiem, dlaczego ta książka tak mnie
urzekła.
Przede wszystkim
mówi ona o niezwykłej przyjaźni. Kiedy czytałam ją, miałam wrażenie, że mam
przed sobą obraz idealnej relacji, pełnej zrozumienia i wsparcia.
Ponadto
"Love, Rosie" jest swego rodzaju przypomnieniem o tym, że każda
miłość, bez względu na jej postać, powinna opierać się przede wszystkim na
przyjaźni i to ona winna być podstawą solidnej i trwałej relacji.
Historia Alexa i
Rosie pokazuje, jak należy żyć. Mówi o tym, że nie warto odkładać wszystkiego
na później, że powinniśmy stanąć oko w oko z prawdą i obnażyć ją przed drugą
osobą. Nie możemy wciąż uciekać od tego, co jest w nas, bo staniemy się
nieszczęśliwi, a niewykorzystane szanse spowodują, że pewnych wydarzeń nie
będziemy w stanie naprawić.
Z całego serca
polecam Wam książkę "Love, Rosie". Po dziś dzień jestem zakochana w
tej historii. Korzystając z okazji szepnę Wam słówko na temat jej ekranizacji,
która jest naprawdę równie dobra jak powieść i sądzę, że może być idealna w
walentynkowy wieczór.
Pozdrawiam i
życzę dużo, dużo prawdziwej i pełnej szaleństwa MIŁOŚCI!
Gdy zostałam
poproszona przez Paulinę (za co serdecznie Ci dziękuję!:*) o wybranie
najpiękniejszej książki o miłości nie zastanawiałam się nawet przez sekundę. Od
razu wiedziałam, że będzie to Maybe Someday od Colleen Hoover. Książka, która
zawładnęła moim sercem i podejrzewam, że zostanie już w nim na zawsze. Jest w
niej coś takiego, co mnie do niej ciągnie. Jest w niej coś, co sprawia, że za
każdym razem gdy ją czytam (a czytałam wiele razy!) mam ciarki na całym ciele.
Może stoi za tym niebanalna historia, a może to ta muzyka, która przepływa
przez wszystkie strony i towarzyszy nam podczas czytania. Nie mam pojęcia. ;) Wiem
tylko, że jest to pozycja, która zostanie z czytelnikiem na długo i nie pozwoli
o sobie zapomnieć. W walentynki chętnie sięgnę po nią jeszcze raz, a jeśli ktoś
jeszcze jej nie czytał to z całego serducha polecam, by jak najszybciej zacząć. ;)
*
kogellmogell
*
kogellmogell
Na wstępie chcę
bardzo podziękować Paulince za zaproszenie do wzięcia udziału w stworzeniu
walentynkowego posta na jej blogu / Jak tylko usłyszałam hasło
"najpiękniejsza książkowa historia miłosna" to moje serce momentalnie
szybciej zabiło. Nie będę ukrywać, że jestem typową kobietą i kocham książki z
większym, lub mniejszym wątkiem miłosnym .
Szczerze
mówiąc miałam niemały problem z wyborem tej jednej jedynej pozycji, ale
ostatecznie zdecydowałam się na książkę Brittainy C.Cherry - "Kochając
Pana Danielsa". Wybór padł właśnie na tę pozycję wcale nie bez powodu.
Uwielbiam tę książkę za przesłanie jakie ze sobą niesie, za mnóstwo emocji
jakie wzbudza, oraz za cudownie wykreowanych bohaterów.
"Kochając
Pana Danielsa" to historia nastoletniej Ashlyn, która po śmierci siostry
bliźniaczki przeprowadza się do swojego ojca i jego nowej rodziny. W trakcie
podróży pociągiem poznaje tajemniczego i niewiele starszego Daniela, z którym
od razu odnajduje wspólny język. Między parą szybko zaczyna iskrzyć, ale jak to
w życiu bywa, nic co piękne nie może trwać wiecznie. Okazuje się, że Daniel
jest nowym nauczycielem literatury Ashlyn i nie może sobie pozwolić na związek
z uczennicą i utratę posady. To co między nimi nie miało szansy jeszcze się w
pełni rozwinąć, natychmiast musi się skończyć...
Miłość ma
mnóstwo przeróżnych odcieni, nie zawsze jest prosta, słodka i kolorowa, często
jest trudna, bolesna i wymagająca poświęceń. "Kochając Pana Danielsa"
to historia zakazanej miłości (nie tylko między Ash i Danielem), to wypełniona
bólem, stratą i żałobą opowieść o godzeniu się z trudną rzeczywistością. To
także wspaniała powieść o pięknej mocy przyjaźni i rodziny, dodatkowo
przepełniona muzyką i dziełami samego Szekspira. To pozycja, która trafiła
prosto w moje serce i na długo już w nim pozostanie.
Dziewczyny jeszcze raz pięknie dziękuję za cudowne wypowiedzi i niesamowicie urocze zdjęcia :) jesteście najlepsze ! :*
A Wam, która książka o miłości podoba się najbardziej? ;)
Cudowny wpis, Pauluś :D Sama myślałam, o czymś podobnym, ale stwierdziłam, że NA PEWNO ktoś już na to wpadł i nie myliłam się ;)
OdpowiedzUsuń"PS.Kocham cię", "Hopeless", "Bez słów", "Maybe Someday" - znam i podpisuję się pod wypowiedziami dziewczyn - to najlepsze historie miłosne ever :) "Wichrowe wzgórza" to jest, jakby oczywista oczywistość, więc o tym nawet nie wspominam :) "Kochając pana Danielsa" właśnie kończę i jestem całkowicie oczarowana, no ale nie powinno mnie to dziwić, bo to w końcu Cherry :D "Love, Rosie" kocham i uwielbiam, a ekranizacja z Lily Collins i Sam Claflinem, po prostu mistrzostwo świata :D A jeśli mowa o "Making faces"... nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie do mnie przyjdzie, wypatruję listonosza, ale ten chyba gdzieś zbłądził, kurka... bo ani widu ani słychu :D
Podpisuj3 się pod Twoją wypowiedzią rękami i nogami :) a co do Making faces to umrzesz z zachwytu i wylejesz morze łez... Tak mnie zmasakrowała ta książka, że od 3 dni nie mogę się pozbierac... Nie wiem ... Jest cudowna <3
UsuńTak właśnie myślałam, że lektura tej książki skończy się dla mnie łzami, ale to nic :) Liczę na to, że jednak jeszcze do mnie dzisiaj dojdzie :D
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis! :) I jeszcze raz bardzo dziękuję za zaproszenie do udziału :)
OdpowiedzUsuńTo ja pięknie dziękuję za udział ;)
UsuńPost wyszedł rewelacyjnie :) Dziewczyny zaproponowały same dobre tytuły i na pewno po niektóre sama z przyjemnością sięgnę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za udział Kochana ;)
UsuńNie byłam ostatnia! Nie mogę w to uwierzyć :D
OdpowiedzUsuńPost rewelacja! Dziękuję za zaproszenie :*
:D cha cha cha. A ja pięknie dziękuję za udział ;)
UsuńDziękuję kochana za zaproszenie! Jak zwykle była to czysta przyjemność :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam :D A ja pięknie dziękuję za udział Karolinko moja ;)
UsuńBardzo ciekawy wpis :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obiema rękoma i nogami pod tekstem Marty z Zaczytanej Doliny. "Making faces" jest przecudowne! ;)
Ooo tak :) ja też się zgadzam ;)
UsuńJest tu sporo książek które czytałam i rownież uwielbiam, a resztę będę musiała koniecznie nadrobić.:)
OdpowiedzUsuńSuper ;)
UsuńCzytałam Hopeless i Bez słów - obie są cudowne <3 A aktualnie czytam Maybe someday i też czuję, że będzie to jedna z lepszych książek <3
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Colleen jest cudowna ;)
UsuńMiłość to piękny temat, w literaturze pokazany na milion sposobów. A Wasze teksty otwierają oczy na pozycję, o których jeszcze nie słyszałam. Bardzo Wam dziękuję za te piękne i tak różne propozycje. Jesteście skarbnicą wiedzy, z której zamierzam czerpać nie tylko w walentynki :)
OdpowiedzUsuńPaula! Doskonały pomysł i świetna realizacja :)
Wszystkie ślicznie dziękujemy Kasiu ;) A o miłości w literaturze można mówić bez końca ;)
UsuńKsiążki Ahern czytałam praktycznie wszystkie <3 uwielbiam tę magię, jaka się w nich pojawia
OdpowiedzUsuńooo zdecydowanie ;)
UsuńO, nie ma książki, którą ja bym poleciła - "Nigdy i na zawsze". Jak dla mnie to najpiękniejsza historia miłosna :)
OdpowiedzUsuńZapamiętam tytuł, bo jeszcze nie czytałam ;)
UsuńJakże dużo miłości w tym wpisie! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam jedynie serię Tarryn Fisher, ale pozostałe pozycje również zachęcają. Pozdrawiam! :)
Miłość jest dookoła nas :D
UsuńWspaniały wpis :) Wyszło Wam to doskonale.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam „Making faces” Amy Harmon. Ujęło mnie natomiast wspomnienie o "Małych zbrodniach małżeńskich" <3
Making faces jest doskonałe :) serdecznie polecam Kochana :*
UsuńO proszę ile tu książek dla mnie - świetna inspiracja, dzięki! No i zdjęcia obłędne <3
OdpowiedzUsuńNajlepsza książka o miłości to zdecydowanie "Kochając Pana Danielsa" :) świetny wpis, bardzo pomysłowy :)
OdpowiedzUsuń